Rozważając życiorys św. Stanisława Kostki, może ktoś powiedzieć, że dzisiaj już takich chłopców nie ma. Otóż są. Jednym z nich był nasz syn Jakub Płonka z Kęt. Zaraz po jego śmierci słyszałam z niejednych ust, że ten chłopiec bardzo przypominał św. Stanisława Kostkę! Jako przyjaciółka s. Iwonki i sympatyczka ARS-u pozwólcie, że opowiem o nim:
18 lutego 2018 roku, w I niedzielę Wielkiego Postu o godzinie 14.00 odszedł do Pana nasz synek Jakub Michał. Był najpiękniejszym darem od Pana Boga jaki mogą otrzymać rodzice. Pan Bóg ofiarował nam Jakuba 20.07.2002 roku. Jak każde dziecko uczył się, uwielbiał narty, pływanie. Miał swoje plany i marzenia na przyszłość. Przez szesnaście lat wniósł do naszego domu radość, uśmiech, serce i wielką miłość do każdego z nas. Zawsze pamiętał o urodzinach, imieninach rodziców i rodzeństwa. Zawsze uprzejmy, grzeczny, chętny do pomocy.
Niezwykle religijny. Od najmłodszych lat jego pokój był wypełniony obrazkami Pana Jezusa, Świętych Patronów (św. Jakuba, Archanioła Michała i Gabriela), ale nade wszystko otaczał czcią Matkę Bożą. Obdarowywał mnie przy każdej okazji figurkami Najświętszej Maryi Panny i Najświętszego Serca Pana Jezusa. Z jego prezentów zebrała się cała kolekcja przepięknych figurek.
Bardzo chętnie i pobożnie uczestniczył we Mszach Świętych jako ministrant u Sióstr Klarysek. Nieraz mówił, że podobają mu się śpiewy sióstr. Kochał ten kameralny mały kościółek. Był chyba jedynym ministrantem w Kętach jeżdżącym na hulajnodze do kościoła; nie rozstawał się z nią nawet w niedzielę.
Kiedy zachorował, wszystko znosił ze spokojem, opanowaniem i cierpliwie poddawał się zaleceniom lekarskim. Był niezwykle subtelny, delikatny w słowach, a przy tym miły, grzeczny, uprzejmy i uśmiechnięty. Nigdy nie ulegał panice. Przeszedł wiele zabiegów operacyjnych, którym towarzyszył ból. Jakub nigdy na nic nie uskarżał się. Ta niezwykła postawa wzbudzała podziw u lekarzy i pielęgniarek w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Nieraz otrzymywaliśmy gratulacje od personelu medycznego za takiego dobrego syna. W tym szpitalu przyjął sakrament Bierzmowania. Uroczystość odbyła się w szpitalnej kaplicy przed obrazem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Jakub, bardzo polubił modlitwę „Anioł Pański” odmawianą po wieczornych mszach u Sióstr Klarysek w Kętach, dlatego przy Bierzmowaniu obrał sobie imię Gabriel.
Pamiętam nasz ostatni wspólny spacer po lesie na obrzeżach Warszawy. Było to w czerwcu 2017 roku, w czasie leczenia w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Zawieźliśmy tam syna, bo specjaliści ze stolicy dawali jakąś nadzieję na spowolnienie choroby. Kiedy wychodziliśmy do lasu, była piękna, słoneczna pogoda, a wracaliśmy w strugach deszczu, nie mając parasola. Kuba bez namysłu oddał mi swój sweter, abym się nie przeziębiła, choć sam w tym czasie był bardzo ciężko chory. On zawsze myślał o innych.
Pewnego dnia pani doktor z fundacji „Spełnić Marzenie Dziecka” zapytała: Kuba jakie ty masz marzenie? Po chwili namysłu odpowiedział: Chciałbym dostać elektryczne pianino. Zdziwiłam się, bo Jakub nie gra na instrumencie. On jak zwykle nie myślał o sobie, ale o starszym bracie, którego marzeniem było mieć taki instrument. Pianino do domu dojechało i zostało postawione w pokoju Jakuba. Starszy brat Tomasz przychodził i grał, a Kubuś z uśmiechem na twarzy, leżąc w łóżku słuchał melodii granych przez ukochanego brata.
Jakub nieraz mówił, że gdy dorośnie, będzie księdzem. Cieszyłam się; to było moje skryte marzenie. Nie dane mu jednak było zostać kapłanem. Pokrzepiające dla mnie są słowa Siostry Bożeny Leszczyńskiej ze szpitala w Prokocimiu, z którą nasz syn bardzo się zaprzyjaźnił: Jakub zrobił w swoim krótkim życiu więcej niż niejeden ksiądz.
Nasz syn zmienił całą rodzinę. Ułożył program dnia dla siebie i rodziców z codziennym, wspólnym Różańcem rano, wspólnymi modlitwami wieczorem i codziennym uczestnictwem w Eucharystii. To on obudził w nas takie pragnienie, ale nade wszystko sam pokazał, i nauczył pokory w obliczu życia i śmierci.
Nieprawdopodobne było odejście Kuby do Domu Ojca. Rano 18 lutego czuł się bardzo słabo. Zadzwoniliśmy do ks. proboszcza, prosząc by udzielił synowi sakramentów św. Obiecał przyjechać między 1300 a 1400. W pokoju Kuby były dwie pielęgniarki. W pewnym momencie syn przestał oddychać i pielęgniarka stwierdziła zgon. Mąż, który trzymał go na rękach z płaczem zawołał: Kubuś umarł. Przybiegłam do pokoju, zapaliłam świecę. Wszyscy zaczęliśmy mówić różaniec. I wtedy syn wrócił do życia, zaczął oddychać, ale był bardzo niespokojny. Pielęgniarka powiedziała, że ona przez 20 lat pracy czegoś takiego nie widziała. Kuba na kogoś czeka i chce się z kimś pożegnać. Tak, czekał na ostatnią Komunię świętą! Zadzwoniliśmy jeszcze raz do ks. proboszcza i całej rodziny. Przyjechali bardzo szybko. Najpierw był ksiądz i udzielił Kubie Sakramentu Namaszczenia Chorych oraz wiatyku. Gdy przyjął Pana Jezusa, bardzo się uspokoił. Potem przyjechała jego ulubiona s. klaryska i drugi kapłan, który zastąpił ks. proboszcza. Wszyscy trwaliśmy na modlitwie i Kuba razem z nami. Na siedząco, z zamkniętymi oczami i w wielkim spokoju odchodził do Domu Ojca… Moje serce rozdziera ból i tęsknota za synem; brakuje mi jego głosu, uśmiechu, ciepła i obecności, ale mam nadzieję na spotkanie z Jakubem w niebie.
Renata Płonka