Polska pielgrzymuje do różnych sanktuariów. Tysiące czcicieli Matki Najświętszej idzie pieszo na jasną Górą, na La Salette jadą autokarami, do Fatimy samolotami. Bijemy rekordy, gdy chodzi o ilość polskich grup w największych sanktuariach Europy. Jednak pielgrzymka pielgrzymce nierówna.
W lipcu miałam łaskę bycia na la Salette. Ks. kustosz Paweł Raczyński MS szybko zebrał sporą grupę pątników. Wyjeżdżaliśmy z Dębowca, po wczesnej Mszy św. w bazylice, ale pod patronatem Biura La Salette Travel, z ks. Krzysztofem Żygadło MS w roli przewodnika. Nie była to moja pierwsza wizyta w tym cudownym zakątku kuli ziemskiej i ufam, że nie ostatnia. Piękna Pani o łagodnym obliczu, naznaczonym łzami, oczekiwała na każde ze swoich duchowych dzieci, jak 171 lat temu przyszła do Maksymina i Melanii. Od tamtego czasu niewiele zmieniło się miejsce objawienia. La Salette pozostało niezmiennie urzekające, napełnione ciszą, modlitwą, obecnością Matki. Odczytywaliśmy w Jej obecności na nowo wszystkie słowa Orędzia. Ona jakby nas brała za rękę, by razem z nami trwać na modlitwie, by pokazać niebo, żeby się człowiek zatrzymał, zachwycił polnym kwiatem, stadem baranków i śmigającą w przestworzach jaskółką. Matka prowadziła nas do ołtarza i pod krzyż swego Syna, by ukazać głębię Bożej miłości, by nauczyć nas inaczej patrzeć na cierpienie i trud naszego życia. W matczynym wezwaniu do nawrócenia jest i zaproszenie do szczególnej bliskości z Bogiem, do przeżywania każdego dnia w przymierzu z Panem Jezusem… Na świętej Górze spotykaliśmy wiele polskich grup, ale nie były tak uprzywilejowane jak nasze. My wprowadziliśmy się do domu pielgrzyma na trzy noce, oni na jedną i to krótką. O świcie szli już do bazyliki na Mszę święta, by po śniadaniu jechać dalej. Byłam świadkiem, jak pątnicy musieli wybierać: albo wyjście na Gargas, albo wizyta w muzeum sanktuaryjnym; albo droga krzyżowa wokół Planeau, albo przechadzka na cmentarz; nie mówiąc już o spotkaniu z Panem w kaplicy nieustannej adoracji, bo wielu naszych rodaków w ogóle nie dotarło do tego miejsca. My mieliśmy czas na wszystko. Nawet, gdy jednego dnia była mgła, nazajutrz blask słońca odsłonił alpejskie szczyty w całej perspektywie. Gdy otrzymywaliśmy sms-a z prośbą o modlitwę i jakąś pamiątkę, mogliśmy ją w dogodnej porze dokupić. Spotykając się z naszymi rodakami w windzie, czy też na jadalni, często można było usłyszeć dwa słowa: Zazdroszczę wam! Jest jednak prosta rada, żeby tej pobożnej zazdrości uniknąć: Na La Salette najlepiej pielgrzymować z saletynami! Wtedy miejsce objawienia Maryi Płaczącej nie będzie w programie tylko kolejnym sanktuarium do nawiedzenia, do „zaliczenia”, ale będzie celem – przestrzenią osobistego spotkania dzieci Bożych ze swoją najlepszą Mamą! Taka pielgrzymka pozwoli nabrać ducha, odpocząć przy sercu Matki i opuszczać La Salette z poczuciem spełnienia, choć zawsze pozostaje tęsknota, by tam jeszcze powrócić.
Iwona Józefiak OCV