Jest czymś normalnym, że nauczyciel to człowiek bardziej dojrzały, bardziej doświadczony i starszy od swoich uczniów. Ale może być i tak, że uczymy się od kogoś, kto jest od nas młodszy. Sczególnymi nauczycielami i naszymi wychowawcami są święci, choć nieraz żyli krócej na tej ziemi niż my. Bóg dał mi łaskę kilkukrotnego pielgrzymowania pielgrzymowania do Liseux i poznania bliżej św. Teresy Martin. Poczułam się wtedy uczennicą tej młodej Karmelitanki i pragnę dzielić się zdobytym doświadczeniem i odkryciem…
W domu rodzinnym na honorowym miejscu wisiał obraz św. Tereski z Lisieux, nie miałam jednak specjalnego nabożeństwa do młodej karmelitanki; odpowiadał mi bardziej „męski” typ świętości w stylu Joanny d’Arc. Do pism terezjańskich sięgnęłam ponownie już w dorosłym życiu i wtedy odkryłam nie tylko wielką głębię „małej świętej”, ale także wielki hart Jej ducha, rycerską służbę, wierność i męstwo, jakich nie powstydziliby się męczennicy. Potem przyszło spotkanie z relikwiami św. Tereski, wreszcie w roku 2007 wakacyjny wyjazd do Lisieux – do źródła, gdzie narodziła się mała droga dziecięctwa duchowego za kratami Karmelu.
Kościół uznał jej duchowe odkrycie i doktoryzował 24-letnią karmelitankę. Czego nas uczy ta młodziutka święta, zupełnie niesłusznie utożsamiana czasem z „lukrowaną, słodką pobożnością”? Gdy inni ubiegają się o zaszczyty i przywileje, ona prosiła jak o największą łaskę, aby mogła za specjalną dyspensą wieku 15 lat wstąpić do znanego ze surowej reguły Zakonu Najświętszej Maryi Panny z góry Karmel!
Iść małą drogą ku pełni życia to całkowicie zaufać Bogu i zdać się na Jego wolę. Stanąć przed Nim w prostocie dziecka, które nie planuje, nie kalkuluje, nie podejmuje wielkich czynów, ale kocha całą mocą swego serca. Święta Teresa z Lisiuex często powtarzała, że nie jest zdolna do spełniania wielkich, heroicznych pokut i dzieł. Może tylko rzucać kwiaty miłości pod stopy Jezusa. Nazywała siebie „Piłeczką dzieciątka Jezus”. Wykonywała gorliwie i z miłością najprostsze czynności w zakonie. Miała dla wszystkich uśmiech i dobre słowo. O każdej siostrze dobrze myślała. Była bardzo pomysłowa w wyszukiwaniu okazji do codziennych aktów miłości i przyjmowała z całym realizmem to wszystko, co niosło codzienne, niełatwe życie w Karmelu. Pozostała do końca wierna modlitwie, choć najczęściej łączyła się ona dla niej z wewnętrznymi oschłościami, brakiem jakiejkolwiek pociechy. W Piśmie świętym – żywym Słowie Boga znajdowała odpowiedź na wszystkie problemy, pokusy i wielkie pragnienia, jakie nosiła w swej duszy. Jak sama wspomina chciała być jednocześnie misjonarzem, kapłanem, męczennikiem, apostołem. Jej misyjny zapał wykraczał poza granice klauzury i obejmował cały świat. Wreszcie odkryła swoją drogę: W sercu Kościoła będę MIŁOŚCIĄ!
Dziś zdumiewa nie tylko ogrom bazyliki w Lisieux poświęconej małej świętej Teresce, ale uniwersalny zasięg jej kultu i niezwykłe promieniowanie duchowe. Nieustannie czyni to, co przyrzekła przed śmiercią, że będzie spuszczać deszcz łask na wszystkich, a zwłaszcza na biednych grzeszników. Bliższy kontakt ze świętą Tereską pozwala odnaleźć ją żywą, konkretną, pełną oddania i zuchwałej odwagi, pociągającą nas do Ideału, do miłości i świętości!
Szczególnym przeżyciem było dla mnie zaprzyjaźnienie się z czcigodnymi rodzicami świętej karmelitanki – św. Zelią i Ludwikiem Martin. W wielu miejscach spotykaliśmy ich pełne pokoju i piękna twarze. Wszędzie tam, gdzie odbiera cześć ich „mała córeczka”, czci się również pamięć jej bogobojnych rodzicieli. Polecałam opiece Zelii moją niedawno zmarłą mamę Janinę, a Ludwika prosiłam, aby zaopiekował się moim samotnym tatą. Pierwszy raz ujrzeliśmy ich duże portrety w paryskim kościele Matki Bożej Zwycieskiej, do której rodzina Martin miała nabożeństwo i gdzie pielgrzymowała Tereska osobiście, przed wyruszeniem w drogę do Ojca świętego.
Gdy obiegał końca mój pierwszy pobyt w Lisieux, długo stałam przed murami klasztoru, gdzie Ona przez 9 lat modliła się, po rycersku cierpiała i bezgranicznie kochała. Wsunęłam się dyskretnie pomiędzy rusztowania w zakonnej kaplicy. Chciałam trochę pobyć w tym miejscu, gdzie dopełniła się jej ofiara i gdzie rozpoczęło się jej niebo na ziemi. Podniosłam z posadzki kilka odłamków. Może przed laty święta dotykała ich swoją dłonią…
W naszych pielgrzymkach uczestniczyli kapłani, nauczyciele, emeryci, była również ucząca się młodzież. Jakie to piękne, że zawsze można nauczyć się czegoś nowego, nawet mając 70 i więcej lat życia! Każdy z nas, bez względu na wiek, wykształcenie i wykonywaną posługę może dołączyć do wspólnoty tych, którzy śladami św. Tereski również idą do nieba małą drogą i budują dom na wieczność z małych okruszyn szarej codzienności. Kochają, wierzą, cierpią, pomagają innym z rycerskim zapałem, z odważnym samozaparciem. Jak małe dzieci ufają bezgranicznie Ojcu w niebie. Po każdym upadku, podniesieni miłosiernymi ramionami Jezusa, zrywają się do dalszego biegu. Ważne, aby odtąd wszystko było przepojone miłością, aby wszystko stało się NOWE, jak święta to pokazuje w znaku figury przed wejściem na plac sanktuaryjny w Lisieux.
Iwona Józefiak OCV