Żyjemy w takich czasach, że niezwykle łatwo można zniszczyć autorytet kapłana, wydać go na łup środków przekazu, goniących za sensacją i skandalem, najlepiej z osobą księdza w roli głównej. I nikt się martwi, że publikowane historie mogą być wyolbrzymione, czy wręcz wyssane z palca, że można kogoś skrzywdzić, moralnie zabić, pozbawić dobrego imienia, zgorszyć maluczkich, odciągnąć młodych od Kościoła i wiary. Tym bardziej trzeba więc ukazywać pozytywne wzorce pasterzy Chrystusowej Owczarni. Przecież nie brakuje kapłanów gorliwych, oddanych, świętych. Tylko o nich kolorowe gazety zwykle nie napiszą, więc my to czynimy na stronie Apostolstwa Rodziny Saletyńskiej. Przybliżmy więc osobę ks. prałata Jana Ślęzaka, wieloletniego proboszcza małopolskiej wsi Ołpiny.
Ks. Jan Ślęzak urodził się jako syn rolnika 1 września 1913r. Ojciec marzył o zawodzie lekarza dla niego, ale jedenastoletni Jan już wiedział, że jego powołanie jest inne. Nie zrażał się tym, co słyszał od swego taty: „Będziesz potem rękę wyciągał po składce”. Po ukończeniu małego seminarium w Tarnowie i zdaniu matury, w 1931 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego. Sześć lat później otrzymał święcenia kapłańskie. Po rocznej pracy w parafii Uście Solne, otrzymał przydział do Ołpin. Miał wtedy 25 lat i z pewnością nie domyślał się, że zostanie w tej parafii do śmierci. Początkowo był administratorem, a potem wieloletnim proboszczem. Pomagał ludziom w wierze i w codziennym życiu, które zwłaszcza po II wojnie światowej nie było na wsi łatwe. Pomagał urządzić szkołę i ośrodek zdrowia, organizował naprawę dróg i zaangażował się w elektryfikację Ołpin. Chętnie uprawiał należące do parafii gospodarstwo rolne. Ksiądz proboszcz – jako syn rolnika – lubił pracę w polu i nie wstydził się tego zajęcia. Po porannej Mszy świętej w dni powszednie, zdejmował sutannę i zaprzęgał konie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak tym imponuje swoim parafianom. Wielu przychodziło do niego po radę w różnych dziedzinach. Posiadał dar mądrości i zadziwiał trafnością rozeznania i oceny. Budził zaufanie do Kościoła i do stanu kapłańskiego. Jego przykład pociągał innych. Z parafii Ołpiny wywodzi się wielu księży diecezjalnych i zakonnych, kilku braci zakonnych, kilkanaście sióstr. Są też w tej grupie misjonarze i misjonarki. Ks. prałat Jan odszedł po nagrodę do Pana dnia 5 czerwca 1972 roku. Jego pogrzeb był wielkim świadectwem wdzięczności i uznania ze strony parafian, którym służył przez 34 lata swego kapłańskiego życia. Pozostawił po notatki, w których zapisywał streszczenia nauk i postanowienia z rekolekcji odprawianych w seminarium, kiedy był jeszcze klerykiem. Przebija w tych zapisków rys świętości i umiłowanie modlitwy, które potem realizował w kapłaństwie. Warto przypomnieć i rozważyć przynajmniej niektóre fragmenty. Mogą one mieć zastosowanie także w naszym życiu, ponieważ na mocy chrztu świętego, wszyscy uczestniczymy w powszechnym kapłaństwie Chrystusa i jesteśmy powołani do składania duchowych ofiar miłych Bogu.
1. Rekolekcje głoszone przez ojca duchownego seminarium tarnowskiego ks. Stanisława Indyka, 12-15 czerwca 1935 roku
„Kapłan ma życiem swoim świecić jak żywa pochodnia, ma prowadzić drugich do Boga. Co ja zrobiłem, żeby być światłem dla innych?… Kapłan ma walczyć z trzema wrogami: ze swoim własnym ciałem, ze światem i z szatanem. Walkę tę musi toczyć do ostatniej chwili życia. By jednak wyjść jako zwycięzca, musi się uzbroić w pancerz świętości – musi być świętym, posiadać głęboką wiarę i na wszystko patrzeć przez pryzmat wiary; musi być mężem modlitwy: nieustannie się modlić, ukochać modlitwę i musi posiadać głęboką wiedzę teologiczną. Tak uzbrojony na pewno zwycięży przez pokorę, cierpliwość i cichość… By jednak nie narażać się na pokusy, strzeżmy swoich oczu i nie dogadzajmy ciału, i zawsze bądźmy czymś zajęci, mając dobrze rozłożony czas. Przy łasce Bożej i dobrej woli nie poddamy się pokusie, bo Bóg nad siły nasze nie pozwoli kusić… Jakież są moje rozmowy prywatne wśród kolegów na wakacjach? Czy ja nimi buduję? Nie wolno mi nic uczynić, co by miało choćby pozory zła, by się nimi nie zgorszyli… Do końca roku uważać na rozmowy z kolegami i robić szczegółowy rachunek sumienia. Po wakacjach wyrabiać w sobie silną wolę przez dokładne spełnianie ćwiczeń duchowych i zachowywanie regulaminów. W każdy dzień wszystko wypełnić; jeśli trzeba, to nawet do 12 w nocy siedzieć. Pamiętać o nawiedzaniu Najświętszego Sakramentu… Umiłować praktyki pobożne i głębiej je poznawać, częściej myśleć o nich podczas dnia i obserwować, które mniej kochamy i chętnie opuszczamy. Nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu umiłować. O ile możności – starać się o dobre życie rodziny. Do innych ludzi odnosić się serdecznie, być przykładem. Nie być ciężarem dla domu. Brewiarz sumiennie odmawiać. Starać się o czystość kościoła. Chodzić do stowarzyszeń i na lekcje religii. Nie włóczyć się po festynach, odpustach, towarzystwach, nie czytać byle czego… Początek dnia: rano przeżegnać się, podziękować Panu Jezusowi za noc, polecić i oddać się Mu na cały dzień, wzbudzić pragnienie przyjęcia Go, odmawiać akty strzeliste i myśleć o Panu Jezusie. Podczas modlitw stanowczo odpędzać wszelkie myśli, a tuż przed każdą modlitwą zastanowić się, do kogo mam mówić, uprzytomnić sobie swoją nędzę i wielkość Boga.. W czasie wykładów całkowicie się im oddać, nie żałować sił w nabywaniu skupienia. Wobec kolegów być naturalnym, wesołym, życzliwym, poświęcającym się, ustępliwym… Wieczór: modlitwa do Matki Najświętszej, rozmyślanie i akty strzeliste. Ćwiczyć się w otwartości na obecność Bożą. Modlić się nieustannie… Jezus moim wodzem i celem. Dziewica Niepokalana – Matką moją najdroższą”.
2. Rekolekcje głoszone przez ojca duchownego ks. Stanisława Indyka, 4-8 kwietnia 1936 roku
„Winniśmy nabyć wstrętu do wszelkiego, najmniejszego nawet grzechu. O to gorąco Boga prośmy… Nie stawiajmy żadnych granic, żadnych zastrzeżeń w poświęceniu się dla Boga. Nie bądźmy opieszali w służbie Bożej, w spełnianiu praktyk pobożnych, bo to jak gdyby bezbożnictwo, zniewaga Bogu wyrządzana, jeżeli modlimy się bez skupienia, jeżeli nie chce nam się wytężyć sił dla Boga. W służbie Bożej winna być zawsze szlachetność i samopoświęcenie się, a wzorem jest tu sam Chrystus Pan, całe Jego życie, a zwłaszcza Jego męka i śmierć. On nie szukał siebie, ale każdą chwilę oddał na chwalę Ojcu. Rozważać to będę często… Módlmy się za złych kapłanów, ale przede wszystkim o to, byśmy sami nie stali się Judaszami. Raczej śmierć!… Oziębłość duchowa to ogromnie niebezpieczny stan ducha. Objawia się ona poprzez opuszczanie ćwiczeń duchowych pod błahym pozorem, roztargnienia w czasie modlitwy (wtedy właściwie to już nie modlitwa, ale bezwiedne, bezmyślne powtarzanie słów, podobne mowie w czasie snu. Jakaż to zniewaga dla Boga! – albo wcale się nie modlić, albo się modlić całą duszą)… Wcześniej czy później śmierć na pewno przyjdzie. Wtedy w świetle gromnicy zobaczymy całe nasze życie, zobaczymy całą naszą nędzę, nasze niewierności, grzechy. Zobaczymy, że to życie było tak krótkie i że nie warto było poświęcać dla niego wieczności…. Pewna samodzielność w pracy: nie patrzeć tylko na innych, ale samodzielnie coś zrobić. Zahartować się. Nie zwierzać się byle komu: mieć dużo przyjaciół, ale powiernika jednego na tysiąc. Korzystać z doświadczenia swojego i innych ludzi…. Pan Jezus w Eucharystii to ostoja kapłana, to nagroda, to szczęście za jego trudy. Tam znajdzie on moc, pociechę i wybawienie. Życie kapłana winno więc być zjednoczone z Jezusem Eucharystycznym…Nie wolno mi źle myśleć o kolegach. Gdy coś jest złego u kolegi, to starać się go tłumaczyć. Nigdy nie krytykować zarządzeń przełożonych i ich samych, ani w myślach, ani w słowach, tym bardziej że nigdy nie znam wszystkich pobudek, które przy wydaniu tego zarządzenia nimi kierowały… Celem kapłaństwa jest chwała Boża i zbawienie dusz ludzkich. Ten cel kapłaństwu wyznaczył Chrystus Pan. Nie wolno mieć innych celów… Kapłan musi mieć w sobie ducha ofiary, musi całego siebie poświęcić, żadnych wysiłków nie żałować. By w sobie to wyrobić, będę sobie zadawał dobrowolnie umartwienia, a w spełnianiu obowiązków żadnych wysiłków nie będę żałował”.
3. Rekolekcje głoszone przez proboszcza z Rymanowa, ks. Józefa Wolskiego, 26-30 października 1936 roku, IV rok studiów
„Wdzięczni bądźmy rodzicom za wychowanie nas po katolicku. Grób rodziców niech będzie dla nas najświętszym miejscem po tabernakulum. Nie zapominajmy nigdy o ich duszach, modlitwami swymi za ich dusze spłacajmy swój dług. Tabernakulum dla kapłana to ognisko, które całe jego życie ogrzewa, zespala, które go czyni świętym. Kapłan, który umiłował tabernakulum, nie załamie się…Z miłości dla Jezusa wszystko czyńmy. Z miłości do Niego bądźmy punktualni, chętnie spełniajmy przepisy domowe i polecenia przełożonych i nie krytykujmy ich ani słowem… Miłość Boga – to cel człowieka. Kto Boga miłuje, ten jest najszczęśliwszy na świecie. Szczęścia tego takiemu człowiekowi nikt i nic nie odbierze. On i w nieszczęściu, i niedoli, w cierpieniach i biedzie będzie wesoły i rozradowany. Twarz jego zawsze promieniować będzie radością. Miłość Boga to największe szczęście człowieka, kapłana. Miłujmy Go całym sercem… Łaska uświęcająca to skarb nieoceniony. Póki ją posiadamy, póty mieszka w nas Trójca Święta. Jakże to pocieszająca prawda!.. Gdybym wszystko stracił, a łaskę zachował, byłbym najszczęśliwszy, najbogatszy. Zwracajmy więc myśl naszą często do Trójcy Świętej, mieszkającej w naszej duszy, adorujmy Ją, przedstawiajmy Jej swoje prośby. Łaska uświęcająca upiększa naszą duszę, czyni nas dziećmi Boga. Ceńmy ją więc nade wszystko i raczej wszystko straćmy, niż byśmy mieli stracie łaskę. Raczej śmierć niż grzech… Raz człowiekowi postanowiono umrzeć, a potem sąd. Śmierć może przyjść w każdej chwili, bądźmy więc zawsze na nią gotowi, bądźmy zawsze w łasce uświęcającej. Po śmierci zaraz następuje sąd. By ten sąd nie był taki straszny, stosujmy w życiu trzy zasady: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. A więc nie obmawiajmy nikogo, nie obmawiajmy kapłanów, kleryków przed ludźmi świeckimi, nic nigdy o nikim złego nie mówmy, zawsze mówmy o wszystkich dobrze. Nie krytykujmy nikogo. Nie myślmy o nikim źle. Weźmy za przykład brata umierającego, mimo że nie żył zbyt pobożnie, ale nikogo nie obmówił, o nikim źle nie mówił, więc umiera spokojnie. Sądźcie siebie sami, to znaczy róbcie rachunek sumienia szczególnie wieczorny – to tak ważne w życiu duchowym, bez tego nie ma mowy o postępie. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.Ćwiczmy się już tutaj w miłosierdziu. Bądźmy usłużni dla innych, życzliwi, grzeczni. Niech daleka będzie nam wszelka obłuda, bo to najpodlejsze u człowieka. Bądźmy prostolinijni”.
4. Rekolekcje wygłoszone na V roku studiów w 1937 roku
„Nie wolno marnować nam tej łaski Bożej, jaką są rekolekcje… Do spowiedzi św. przygotowywać się sumiennie, by poznać swoją nędzę, szczerze się spowiadać, mieć zawsze silne postanowienie poprawy i wykonywać je, a żal – żeby był zawsze szczery i prawdziwy… Pamiętaj, że Pan Jezus musiał umrzeć, żebyś ty otrzymał rozgrzeszenie… Na śmierć zawsze trzeba być przygotowanym i prosić o szczęśliwą śmierć. By jednak śmierć była spokojna i bez wyrzutów sumienia, trzeba dobrze wypełnić swoje zadanie – a więc być świętym kapłanem…Kapłan dzisiaj musi być bohaterem, świętym, człowiekiem nad zwykłą miarę. Tu, w seminarium, trzeba mieć zapał do takiej świętości i już tu wspinać się do niej przez samozaparcie się…. Przygotowanie do Komunii świętej i dziękczynienie z jak największą czynić pobożnością. Umiłować modlitwę całym sercem i stale się modlić. Wypełniać wszystkie przepisy domowe i praktyki pobożne jak najdokładniej i z jak największym przejęciem się… Kto marnuje łaski, ten dojdzie do grzechu ciężkiego, a w końcu do zatwardziałości serca, więc ani jednej łaski nie można zmarnować, ale każdą trzeba wykorzystać. Dlatego też stałe się modlić, modlić się gorąco… Tyle kapłan w duszach zrobi, ile sobie wymodli, bo w duszy tylko Bóg i łaska Jego działają, swoim własnym słowem i argumentem nic nie zrobi. A więc kapłan – przede wszystkim – powinien być mężem modlitwy, a inne sprawy potem. Mszę świętą nade wszystko trzeba cenić i jak najlepiej z niej korzystać, bo to największy nasz skarb, bo to jest ofiara krzyżowa i tak zawsze ją sobie wyobrażajmy, że Chrystus teraz umiera na krzyżu… Miłość do Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie to istotna cecha kapłana, który jest stróżem i Jego sługą. Ale kapłan bez gorącego i naprawdę dziecięcego nabożeństwa do Matki Najświętszej nie może być dobrym kapłanem i utrzymać się przy świętości. Nie bójmy się, że więcej będziemy czcić Matkę Najświętszą niż Pana Jezusa – tym przykrości Mu nie sprawimy. A cześć ta polega przede wszystkim na naśladowaniu Jej w cnocie czystości i pokory… Prośmy więc Ją o te cnoty, a na pewno Matka Najświętsza nam je u Boga wyprosi. Sprawujmy również różne praktyki i nabożeństwa i zachęcajmy drugich do czci Matki Najświętszej”.
Opr. Ks. Józef Wal MS