Cały rok przygotowywałam się na kolejny wyjazd do Izraela, zachęcając przyjaciół do wspólnego pielgrzymowania. Tym razem chcieliśmy zrealizować ambitny szlak: Ziemia Święta – po raz drugi. W programie widniało wiele atrakcyjnych miejsc, których dotąd nie poznałam: Emaus, Hebron, Herodion, En Gedi, Megiddo, Seforis, Betfage, Muzeum Księgi w Jerozolimie, Samaria ze studnią Jakuba, przy której Jezus rozmawiał z Samarytanką. Do tego wydarzenia nawiązują słowa pieśni, chętnie śpiewanej przez czcicieli Saletyńskiej Matki: Jak Jakub kiedyś pił ze studni, ze źródła piliśmy dziś my, / Przez pamięć o Samarytance, pomóż nam zmienić życia dni… Większość z naszej grupy znała i La Salette, i Dębowiec. Biorą udział w rekolekcjach, wielu należy do Apostolstwa Rodziny Saletyńskiej i nie po raz pierwszy podróżowało z biurem pielgrzymkowym La Salette Travel.
8 października 2016 r. wylądowaliśmy szczęśliwie na Świętej Ziemi i jeszcze przed wschodem słońca zaczęliśmy zwiedzanie Jaffy. Było już jednak wiadomo, że granica z Samarią została zamknięta i nasza wizyta przy studni Jakubowej pozostanie niespełnionym pragnieniem. Do Hebronu tym razem też nie udało się wjechać. Skupiliśmy uwagę na domu Szymona garbarza, gdzie przebywał w gościnie św. Piotr Apostoł, a także na oryginalnym pomniku pomarańczy. Potem syciliśmy oczy pięknymi widokami w Cezarei Nadmorskiej. Podniecała nas bliskość morza, co niektórzy ubrali już klapki i tylko czekali komendy, że można nóżki zamoczyć we wodzie. Niestety, nie tym razem. Może to i lepiej. Staliśmy na piasku hipodromu, gdzie przed wiekami wsiąkała krew pierwszych chrześcijan, pierwszych pasterzy Cezarei. W życiu nie zawsze może być to, co jest miłe, łatwe i przyjemne…
Mszę św. w intencji pielgrzymów, naszych rodzin i wszystkich proszących o modlitwę sprawował opiekun duchowy ks. Roman Grądalski MS na górze Karmel, w Muhraka – miejscu ofiary Eliasza i sądu nad prorokami bożka Baala. Kolejne zetknięcie z pogańskimi kultami to wizyta w Megiddo. Widzieliśmy ołtarz ku czci bożka Molocha, gdzie znaleziono 5 tysięcy czaszek dzieci, składanych tam w ofierze. Potrzebą naszego serca było w tym miejscu wynagradzanie za grzechy aborcji. Pierwszy podziemny tunel do zwiedzania i pierwsze weryfikacja sił: kto da radę przejść. Trzy osoby zostały. Obiad tego dnia jedliśmy w gościnnej restauracji Druzów. Obok rósł mały, rozłożysty dąb, sypiący żołędziami. Wzięliśmy na pamiątkę; czapeczki miały zupełnie inne niż nasze polskie żołędzie. Na nocleg pojechaliśmy do Nazaretu i jeszcze tego wieczoru uklękliśmy przy świętej grocie, gdzie Słowo Boże stało się ciałem. Dla chętnych była przechadzka do źródła Maryi. Prawosławni tam mają sanktuarium i wierzą, że Archanioł Gabriel najpierw spotkał Maryję przy źródle w tym miejscu. Ona z przestrachu uciekła i dlatego zwiastowanie dopełniło się w Jej domu.
Nasz program musiał być zmodyfikowany także z powodu żydowskiego święta Jom Kippur. Cały Izrael obchodził uroczyście Dzień Przebłagania w modlitwie i poście, nic nie jedząc i nie pijąc od wschodu aż do zachodu słońca. Praktyka postu obowiązuje od 13 roku życia (to tak dla przypomnienia, jakby ktoś narzekał, że w Polsce są surowe przepisy postne). Z Jom Kippur łączy się Święto Namiotów. Żydzi przypominają sobie czas wędrówki ich praojców przez pustynię do Ziemi Obiecanej i budują symboliczne szałasy, w których przez tydzień spożywają posiłki. Widok w centrum Jerozolimy takich namiotów, nakrytych wielkimi gałęziami palmowymi, to ciekawe doświadczenie, które też przeżywałam po raz pierwszy.
9 października. Pierwszy punkt niedzielnego programu to Seforis, z kościołem w miejscu domu Joachima i Anny, gdzie mała Maryja spędziła pierwsze lata swego życia. Patrzyliśmy na te same góry, na które Ona patrzyła. Kochała ten krajobraz, rodzinną ziemię i dlatego tak często objawiała się potem w górach, przychodząc już jako Matka Pana do ludu Bożego. Będąc w Seforis, lepiej zrozumiałam, dlaczego Maryja wybrała saletyńskie ustronie, by objawić światu swoje łzy… Potem była Góra Błogosławieństw. Do tych ośmiu, które powiedział Pan Jezus, można dołożyć jeszcze jedno: Błogosławieni, którzy przybywają do Ziemi Świętej, albowiem oni szczególną bliskością Boga cieszyć się będą! Między sanktuarium rozmnożenia chleba i ryb, a kaplicą Prymatu Piotra, gdzie przeżyliśmy niedzielną Eucharystię, był przejazd łodzią przez Jezioro Genezaret. Nasz kapłan, po odczytaniu fragmentu Ewangelii o uciszeniu burzy podchodził do każdego pielgrzyma i kładąc mu rękę na ramieniu, mówił słowami Pana: „Małej wiary, czemu zwątpiłeś? Nie lękaj się, Ja jestem z tobą”. Wielu miało łzy w oczach; na pokładzie zapanowała cisza. Czuliśmy, że to już nie ksiądz Roman chodzi pomiędzy nami, ale sam Chrystus powtarza dialog ze swymi przyjaciółmi sprzed dwóch tysięcy lat…
10 października udaliśmy się nad Jordan, by w roku 1050. rocznicy chrztu Polski odnowić swoje własne chrzcielne przymierze z Bogiem. Rejs łodzią i pobyt nad Jordanem nie był planowany na tym wyjeździe. Pan Bóg uczył nas bardzo praktycznie i bardzo wymownie, że jeśli czegoś nie możemy osiągnąć, zrealizować, to On daje nam w zamian coś innego, nowego, bardziej teraz pożytecznego dla nas. Trzeba Mu tylko zaufać… Tego dnia byliśmy w Jerychu (niektórzy dosiedli wielbłąda), na wykopaliskach w Qumran i nad Morzem Martwym. Uciechy co niemiara.
11 października był Ogród Oliwny i kościół św. Anny, z grotą narodzenia Matki Bożej. Przewodnik opowiadał nam, że w ubiegłym stuleciu pewien rabin, który przyjął wiarę katolicką miał tam widzenie Maryi i usłyszał Jej słowa: Europa, jeśli się nie nawróci, będzie islamska! Eucharystię sprawowaliśmy w Kaplicy Biczowania. Razem ze s. Bożenką z naszej grupy odnowiłam śluby dziewictwa konsekrowanego. To łaska móc to uczynić w ziemi naszego Pana i Oblubieńca, po polsku, na polskiej Mszy świętej, w miejscu, gdzie posługują polskie zakonnice! Pan Jezus zaprosił potem nas wszystkich na szlak swojej bolesnej męki, na Golgotę – pod krzyż i do Jego grobu. Wieczorem bez kolejki ucałowaliśmy srebrną gwiazdę, w bazylice Narodzenia Pańskiego. Był widoczny remont w kościele, choć przydałby się też w czcigodnej Grocie. Także Grób Pański jest remontowany z zewnątrz, co jednak nie blokuje wejścia do środka.
12 października Izraelici świętowali nowy rok 5777 od stworzenia świata, a my mieliśmy pasterkę w kaplicy Najświętszego Sakramentu! S. Bożenka położyła na ołtarzu duże Dzieciątko, które zakupiła do szpitalnej kaplicy w Prokocimiu, gdzie pełni służbę przy chorych dzieciach. Mamy to Dzieciątko na wspólnej fotografii. (Trudno było zrobić wspólne zdjęcie, zawsze kogoś brakowało). Adorowaliśmy Pana Jezusa w miejscu Jego narodzenia i innych sanktuariach Betlejem. Byliśmy w Grocie Mlecznej, na Polu Pasterzy, gdzie po udanych zakupach z radością poprowadziłam Nowennę ku czci Matki Bożej Saletyńskiej, w której uczestniczyło 13 członków i sympatyków Apostolstwa Rodziny Saletyńskiej. Na koniec pojechaliśmy do Karmelu, by uczcić św. Miriam – „małą świętą Arabkę”. Nie dla wszystkich był to jednak dzień radości i pokoju; zaczęły się zamieszki we wschodniej Jerozolimie.
13 października zamknięto granice, nie udało się pojechać do Betfage. Widzieliśmy setki żołnierzy, chłopców i dziewcząt, w pogotowiu bojowym, z ostrą amunicją w kałasznikowach; słychać było pojazdy na sygnale. We mnie nie było żadnego strachu, żadnego lęku. Udaliśmy się na Mszę św. do Ogrodu Getsemani, poprzedzoną godzinną modlitwą w ciszy. Potrzebowaliśmy tego czasu, by uczyć się przyjęcia woli Bożej na pielgrzymce i w całym naszym życiu, by powierzyć się bezwarunkowo dłoniom Ojca Niebieskiego, powiedzieć naszemu Panu, że jesteśmy gotowi na wszystko, choćby nawet przyszło nam umrzeć wtedy… tam… Jakże pasowały do nas słowa pieśni: Nasze plany i nadzieje, coś niweczy raz po raz, / Tylko Boże Miłosierdzie nie zawodzi nigdy nas… Miłosierny Pan dał nam tyle łask! Pojechaliśmy do Muzeum Księgi, gdzie naszym oczom ukazał się rozpięty zwój proroka Izajasza, znaleziony prawie 70 lat temu w Qumran. Wspinaliśmy się w upale i kurzu na szczyt Heriodonu, do królewskiego grobowca. Kolejny tunel do pokonania, tym razem więcej osób zostało na dole. Potem nawiedziliśmy Syjon chrześcijański – czyli Wieczernik i Kościół Zaśnięcia NMP, a na koniec odprawiliśmy spokojnie i pobożnie drogę krzyżową. Jeszcze raz ucałowaliśmy Kalwarię, gdzie przed wiekami spływała Krew Chrystusa z naszego powodu i dla naszego ocalenia.
14 października zaczęliśmy wcześnie dzień, bo czas pobytu w ziemi Pana miał się ku końcowi. Przybyliśmy do bazyliki Narodzenia jednak o godzinę za wcześnie i znów Pan Bóg podarował nam czas na indywidualną modlitwę w ciszy. Chcieliśmy włączyć się do Eucharystii w języku angielskim w Grocie Narodzenia, ale nasz ksiądz bez uprzedniej rezerwacji nie mógł tam celebrować, a ponadto zabrakło Komunii św. Nasza ostatnia Eucharystia była więc w Emaus, które zachwyciło wszystkich swoją prostotą. Zwyczajne kamienie sprzed wieków, płócienny dach nad głową, ale Pan tam był! Spotkaliśmy Go w Piśmie i przy łamaniu Chleba, jak Łukasz i Kleofas w tym samym miejscu dwadzieścia wieków temu! Ks. Romanowi było bardzo przykro, że go w Betlejem nie dopuszczono do celebracji i kazano zdjąć ornat, tak samo drugiemu polskiemu kapłanowi, który wraz z trójką przyjaciół dołączył tego dnia do nas, bo te grupy nie były zgłoszone, ale wszyscy na tym skorzystali. Bez tłoku i po polsku sprawowaliśmy ostatnią pątniczą Eucharystię. Nasze serca śpiewały z radości, także wtedy, gdy już oddaliliśmy się na pustynię – do Gospody Miłosiernego Samarytanina, a potem na rekreację nad Morzem Martwym. Na koniec udało się stanąć w Betfage – przy tym kamieniu, z którego Pan Jezus wsiadł na osiołka i wyruszył na Paschę do Jeruzalem, by za nas cierpieć, umrzeć i chwalebnie zmartwychwstać. Bardzo pragnęłam nawiedzić to sanktuarium. Ufałam, że Pan Jezus spełni tę prośbę i na końcu – jak przysłowiową wisienkę na torcie, dostałam to, co chciałam. Nam wszystkim została dana łaska uczestnictwa w całej historii zbawienia, choć nieco na skróty: od proroków, od Nazaretu i Betlejem, poprzez nauczanie i cuda Jezusa, aż po sąd Piłata, Via Dolorosa, Golgotę i pusty Grób, aż do Ognia z Wieczernika… Wieczorem uroczyste poświęcenie zakupionych pamiątek. Ksiądz żartował, że wywozimy pół Betlejem! Do wody święconej dolaliśmy wodę z Jordanu, a w miejsce kropidła była gałązka oliwna z Betfage. Potem pakowanie, przerwana noc, szybka kawa i droga na lotnisko.
15 października przewodnik Staszek śpiewał nam w autokarze po hebrajsku religijną kołysankę. Była piękna i wzruszająca. Spać się odechciało; żal drzemał na dnie serca, że to już koniec… Odprawa na szczęście nie była uciążliwa, nikomu nic nie wyrzucono, punktualnie wystartowaliśmy do kraju. Tylko już palmy nie szumiały nam nad głową i zamiast +35 stopni, do czego się przyzwyczailiśmy, było zaledwie +3…. Zabraliśmy w sercu do kraju spotkanych tam świadków wiary: naszego przewodnika Staszka, któremu Izraelici przebili kilkakrotnie opony w aucie tylko dlatego, że miał przy lusterku zawieszony różaniec z krzyżykiem, sprzedawcę Roniego z Betlejem, który mówił po polsku, a nad swoim sklepem umieścił naszą flagę narodową. Jemu nie wolno pojechać do Nazaretu, bo jest Palestyńczykiem i katolikiem zarazem, a dla takich jak on, granice są zamknięte. Prosili o modlitwę, byśmy nie zostawili ich samych, byśmy wypraszali im siły do tego, by mogli trwać i dawać świadectwo Chrystusowi… Przez kilka dni, budząc się rano na modlitwę i do pracy, miałam wrażenie, że jestem w betlejemskim hotelu, że zaraz wyruszymy na kolejny dzień… Trudno było wsiąknąć w polską codzienność… Oglądam zdjęcia, cieszę się zakupionymi pamiątkami i obdarowuję nimi moich przyjaciół. Dziękuję Bogu, Maryi i Wam, z którymi mogłam wędrować po Ziemi Świętej, także Duszpasterstwu La Salette Travel za zorganizowanie tej wspaniałej pielgrzymki. I mówię Wam na koniec, jak synowie narodu wybranego, gdy po zakończeniu Paschy wracali do swych domów: „Do zobaczenia, jak Bóg pozwoli, za rok w Jerozolimie!”
Iwona Józefiak OCV