6 sierpnia 2018 r., w święto Przemienienia Pańskiego, jeszcze przed wschodem słońca grupa 46 pielgrzymów zgromadziła się u stóp Dębowieckiej Królowej, by Eucharystią rozpocząć wspólny pielgrzymi europejski szlak do różnych sanktuariów. Można tę naszą pielgrzymkę przyrównać do spaceru po królewskich pokojach Domu Matki. Zaczęliśmy od Dębowca, a na nocleg dotarliśmy do położonego we Wschodnich Alpach Mariazell. Małe, zadbane miasteczko, gdzie króluje Matka Boża Narodów Słowiańskich, zwana także Wielką Matką Łaskawą Austrii i Możną Panią Węgier, zrobiło na nas dobre wrażenie. Następnego dnia mogliśmy nawiedzić okazałą bazylikę i uczcić znajdującą się na środku kaplicę – niczym ozdobną celę klasztorną – zbudowaną dla łaskami słynącej figurki Maryi z Dzieciątkiem. Ich postacie okrywa kosztowna sukienka (tylko trzy dni w roku można oglądać statuę w jej naturalnym pięknie bez tej ozdoby).
Pielgrzymi szlak powiódł nas do Padwy znanej przede wszystkim z sanktuarium św. Antoniego i św. Justyny, gdzie znajduje się także grób św. Łukasza Ewangelisty oraz kościoła klasztornego z relikwiami św. Leopolda Mandicia, do którego kilkoro naszych pątników pospiesznie udało się w czasie wolnym. Padwa to jednak także Dom Matki. W bazylice św. Antoniego, nieopodal jego grobu, znajduje się mała kapliczka ze średniowieczną statuą Matki Bożej. To tam najczęściej modlił się i sprawował Mszę św. kapłan Antoni, znany kaznodzieja i cudotwórca. Ukochał tę Madonnę z Dzieciątkiem, przed którą i my uklękliśmy, prosząc o łaski dla nas i naszych bliskich. W środę nawiedziliśmy kolejny Dom Matki – awiniońską katedrę w stylu prowansalskiego romanizmu dedykowaną Najświętszej Maryi Pannie. Nazajutrz czekała nas wspinaczka na Mont Saint Clair, skąd rozciągał się przepyszny widok. Ale nie dla tego widoku tam szliśmy, tylko na Mszę św. sprawowaną przez naszych czterech kapłanów w kaplicy Matki Bożej Saletyńskiej. Widok był przy okazji, podobnie jak rekreacja w Morzu Śródziemnym. Wieczorem gościła już nas w swoim Domu Niepokalana Matka z Lourdes. Z lampionem w jednej ręce i różańcem w drugiej przemierzaliśmy drogę procesyjną w powodzi światła, ze śpiewem na ustach.
Piątek 10 dnia sierpnia rozpoczęliśmy od Mszy św. w grocie massabielskiej – miejscu osiemnastu objawień Matki Najświętszej, jakich doznała Bernadetta Soubirous od 11 lutego do 16 lipca 1858r. Na prośbę miejscowego proboszcza, ukazująca się tutaj Pani cudnej piękności w białej sukni z niebieską przepaską, oznajmiła dziewczynce swoje imię: „Jestem Niepokalane Poczęcie!”… Padał deszcz, który jednak ustał, gdy wyruszyliśmy na zwiedzanie miejsc związanych z trudnym, ubogim życiem powiernicy Niepokalanej. Poznaliśmy ogromny kompleks sanktuaryjny, który tworzą kościoły, kaplice i inne miejsca kultu. Potrzeba paru godzin, żeby choć na krótko je nawiedzić. Wspólny program zakończyła Droga Krzyżowa w plenerze na lurdeńskim wzgórzu. W tym czasie dziewięć pątniczek wytrwale oczekiwało w kolejce do zanurzenia się w basenie z wodą z cudownego źródła. Wieczór znów zgromadził nas na procesji różańcowej. Przejmujący widok rzeszy chorych na wózkach inwalidzkich, kierowanych przez wolontariuszy. Do późna można było robić zakupy w licznych sklepach z dewocjonaliami.
Sobotni dzień rozpoczęliśmy Mszą św. w krypcie – najstarszej części sanktuarium, którą wraz z innymi robotnikami wykuwał w skale ojciec Bernadetty Soubirous. Słońce wschodziło nad Lourdes, gdy udawaliśmy się na śniadanie i w dalszą drogę do La Salette. Tam zakończyliśmy już przy blasku gwiazd szósty dzień naszego pielgrzymowania. La Salette to szczególnie upragniona i umiłowana komnata w Domu Matki, gdzie w ciszy słychać delikatny plusk wody ze źródła i głos Pięknej Pani, a przez okna zagląda niebo – czasem błękitne jak oczy Mamy, czasem zasnute mgłą, czy zapłakane deszczem, bo i takie widzieliśmy podczas kilku dni pobytu na świętej Górze. Polecaliśmy Zapłakanej Matce naszych bliskich i tak wiele intencji obecnych w naszych sercach, czy to podczas wspólnych modlitw, procesji, czy też odpoczywając, chodząc po górach, robiąc zakupy – dla odmiany teraz tylko w jednym sklepie, jaki znajduje się w obrębie sanktuarium na La Salette.
14 sierpnia zjechaliśmy w dół i był południowy przystanek w Ars. Żyjący tam św. Jan Maria Vianney – charyzmatyczny proboszcz zaniedbanej parafii, która później stała się ośrodkiem wzorowego życia religijnego – to wielki czciciel Matki Bożej (także w Jej saletyńskim zjawieniu. Nie bez powodu jeden z witraży saletyńskiej bazyliki jest dedykowany temu świętemu). Zajrzeliśmy po Mszy św. do kaplicy ze statuą Maryi, którą święty sprowadził z Lyonu, polecił ozłocić i przed nią złożył uroczysty akt oddania Niepokalanej swojej parafii. Na figurze zawiesił ryngraf w formie serca z wyrytymi nazwiskami wszystkich rodzin z parafii. Tak więc w Ars też mieliśmy Dom Matki, podobnie jak w ostatni dzień, który był zarazem uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Uczestniczyliśmy wtedy we Mszy św. w pięknym i okazałym opactwie benedyktynów na przedmieściach Pragi. Choć patronami świątyni są św. Wojciech – założyciel tego najstarszego klasztoru w Pradze i św. Małgorzata z Antiochii, bez trudu znaleźliśmy ołtarz Świętej Bożej Rodzicielki, przy którym utrwalili swą obecność członkowie wspólnoty modlitewno-ewangelizacyjnej oraz ochotnicy, którzy zdecydowali się otoczyć opieką duchową w formie „Margaretki” dwóch spośród naszych saletyńskich kapłanów: ks. Jakuba Dudka – sanktuaryjnego duszpasterza oraz ks. Krzysztofa Żygadło – przedstawiciela biura La Salette Travel, z jakim wspólnie pielgrzymowaliśmy.
W czwartkowy poranek 16 sierpnia, po przebyciu ponad 5 tysięcy kilometrów, wróciliśmy szczęśliwi do Dębowca. Wypada życzyć sobie wzajemnie, żeby radość wielorakiego spotkania z Matką Bożą w królewskich komnatach Tej, którą nazywamy „Domem złotym” trwała w nas i owocowała poprzez naśladowanie cnót Maryi w codziennym, zwyczajnym życiu, które też jest pielgrzymowaniem w stronę nieba.
Iwona Józefiak OCV