Taki był przebieg jednodniowej pielgrzymki, na którą w sobotę 10 listopada wyruszyło z Dębowca ponad 50 osób, w tym dziesięcioro członków Apostolstwa Rodziny Saletyńskiej. Przeżyliśmy wspólnie piękny dzień pełen radości, modlitwy, poznawania miejsc kultu i wiary. Na początek Przeczyca z łaskami słynąca drewniana statuą Maryi, która trzyma w prawej dłoni Jezusa, jakby chciał Go nam podarować. Ks. proboszcz pięknie przybliżył nam historię i kult tego miejsca. Potem udaliśmy się do Jodowej, czyli Polskiego Betlejem, gdzie radosnymi kolędami i Mszą św. z formularza o Bożym Narodzeniu uczciliśmy Bożą Dziecinę. Jesteśmy wdzięczni ks. kustoszowi, że poprzez film wprowadził nas w charyzmę tego miejsca i odprawił dla dębowieckim pątników Mszę św. we wspaniale utrzymanym i przyozdobionym kościele. Jest w budowie grota w pobliżu świątyni, która będzie przypominać scenerię Bożego Narodzenie, ale będzie też miejscem upamiętnienia dzieci utraconych, które umarły, nim przyszły na świat. Członkinie Apostolstwa Rodziny Saletńskiej zorganizowały wraz z miejscową kucharką iście królewski, dwudaniowy obiad z deserem w postaci pysznego ciasta. Wszystkich nakarmiono do syta. Parafianie przyjmują gości nie tak, jak przed wiekami mieszkańcy Betlejem potraktowali św. Józefa, gdy szukał schronienia dla Maryi i mającego się narodzić Zbawiciela! Kolejny przystanek to kościółek dojazdowy w Wisowej. Pomodliliśmy się najpierw przy kapliczce saletyńskiej, którą na swojej działce postawiła nasza siostra Emilia z ARS-u. Sprawiliśmy jej tak wiele radości tą krótką wizytą przy Maryi Płaczącej i w kaplicy, którą przed laty mieszkańcy sami urządzili ze… stodoły! Takie to były czasy. Na końcu Pilzno z cudownym obrazem Matki Bożej Pocieszenia. Ojcowie Karmelici też przyjęli nas serdecznie i pokazali wszystkie godne podziwu miejsca w zakonnym kościele. Odmówiliśmy na końcu Różaniec i powróciliśmy do Dębowca. Pomiędzy Wisową a Pilznem było jednak jeszcze jedno spotkanie z wyjątkowym człowiekiem przy jego symbolicznym grobie. Dla jednych dezerter, dla innych bohater, a jeszcze inni radzi by go wynieść na ołtarze. Mowa o Ottonie Schimku. 14 listopada przypada kolejna rocznica śmierci tego młodego żołnierza. My byliśmy z kwiatami i światłem przy jego symbolicznej mogile zaledwie 3 dni wcześniej.
Otto urodził się w Wiedniu 5 maja 1925 r. w ubogiej, wielodzietnej, ale bardzo religijnej rodzinie. W 1943 r. choć nie był jeszcze pełnoletni, został powołany do niemieckiej armii i po przeszkoleniu wysłany do Jugosławii. Żegnając się z matką zapewnił, że nie będzie zabijał niewinnych ludzi. Taką postawą naraził się przełożonym; skatowano go i osadzono w twierdzy kłodzkiej. O jego szlachetności świadczy fragment listu: „Kochana Mamo, ciało mam zbite i skrwawione, ale sumienie i ręce czyste”. Władze Wehrmachtu uznały, że żołnierz bardziej przyda się na froncie niż w lochach więziennych, dlatego go wysłano do Polski, do oddziału stacjonującego w okolicy Jasła i Tarnowa. Koledzy lubili Ottona, choć widzieli nieraz, jak podczas działań specjalnie pudłował. Mając w sercu łaskę Bożą, nie pochwalał wojny. Widywano go klęczącego przy polnej kapliczce, gdzie modlił się do Maryi Niepokalanej. Gdy został lekko ranny przez radzieckiego żołnierza, oddalił się od swego oddziału i ukrywał wśród Polaków. Z pomocą partyzantów miał się przedostać do Wiednia. Niemcy znaleźli go w cywilnym ubraniu na dworcu w Tarnowie i uwięzili w piwnicy klasztornej w Lipinach. Wyrokiem sądu wojennego za dezercję został skazany na śmierć. Matka pisała do Berlina prośbę o ułaskawienie syna, jednak depesza z kancelarii Adolfa Hitlera brzmiała: „Natychmiast rozstrzelać i zakopać w rowie jak psa”. Wyrok wykonano 14 listopada 1944r. Siostra Ottona poszukiwała jego grobu. Miała plan miejsca, narysowany odręcznie przez jakiegoś żołnierza. Lokalizacja wskazywała, że grób znajduje się na cmentarzu w Machowej. Nie udało się nawiązać kontaktu z tym świadkiem, a odręczny szkic zaginął. Trwają prace nad ustaleniem pochówku Ottona Schimka i są zbierane świadectwa doznanych łask, a symboliczny grób w Machowej jest celem pielgrzymek. Niektórzy biskupi mówili nawet o wyniesieniu Ottona na ołtarze. Podobnie jak to ma miejsce w przypadku saletyna – śp. Brata Bronisława Glanca, prywatnie można się modlić o uproszenie łaski u Boga za przyczyną bohaterskiego Austriaka. Zachował się ostatni list Schimka pisany do brata Rudolfa w dniu egzekucji, który potwierdza jego dojrzałą wiarę i katolickie sumienie: „Nie płaczcie, idę szczęśliwy do Ojczyzny. Niech Bóg zechce obdarzyć Was pokojem… Będzie też chyba moja sprawa wyjaśniona ludziom później, być może dopiero w lepszym życiu. Jestem w radośnie podniosłym nastroju. Cóż mamy do stracenia? Nic, jak tylko nasze nędzne życie. Duszy nie mogą przecież oni zabić. Jakaż nadzieja! Kapelan dywizji był u mnie, modlił się ze mną”.
Biskup Władysław Bobowski tak podsumował 19-letnie życie Ottona: „Otto Schimek swoją śmiercią mówi nam, że bardziej należy słuchać Boga niż ludzi. Ludziom naszych czasów niejednokrotnie bardzo trudno zaakceptować tę zasadę moralną”. W parafii Jodłowa powstaje muzeum Ottona Schimka. Jest już odnotowane niezwykłe uzdrowienie z paraliżu po modlitwie za przyczyną Ottona. Pan Bóg udziela swych łask komu chce i kiedy chce. Szlachetność i bogobojność młodego żołnierza, który nie chciał zabijać innych to jeszcze jeden dowód na „fantazję Ducha Świętego” mówiąc językiem Papieża Franciszka.
Iwona Józefiak OCV