Na przełomie kwietnia i maja 2022 pielgrzymowaliśmy do Włoch. Wyjazd członków i sympatyków ARS-u był przygotowany już dwa lata wcześniej, niestety zabrała nam tę możliwość pandemia. Przepadły bilety lotnicze, a w sercu pozostało niespełnione pragnienie. Łagodzenie restrykcji covidowych obudziło nadzieję, że może teraz się uda. Zamieniliśmy statek powietrzny na autokar i z błogosławieństwem ks. kustosza Pawła Raczyńskiego MS wyjechaliśmy z Dębowca w Niedzielę Bożego Miłosierdzia. Z pierwotnej listy było tylko parę osób, reszta to nowy skład, ale i tak połowę grupy stanowili członkowie ARS-u. Monika została naszą siostrą dniu wyjazdu, brat Roman miał pragnienie podpisać deklarację w watykańskiej bazylice św. Piotra, a pod koniec pielgrzymki podjęły decyzję wstąpienia do Rodziny Saletyńsiej Sława i Jolanta.
Modliliśmy się przy relikwiach wielu świętych i błogosławionych, jednak w naszym programie został szczególnie wyeksponowany św. Franciszek z Asyżu. Nawiedziliśmy takie miejsca, gdzie zwykle pielgrzymki się nie zatrzymują i stąd nasza modlitwa w sanktuarium ogołocenia Biedaczyny, przy grobie bł. Carlo Acutisa, nasza Eucharystia w kaplicy Rivo Torto, nieopodal zrekonstruowanej kamiennej chatki, gdzie przed ośmioma wiekami narodził się Zakon Braci Mniejszych, polowa Msza św. w pustelni Carceri pośród drzew i skał, czy też nawiedzenie kościoła św. Damiana, gdzie przez wiele lat żyła w heroicznym ubóstwie i pokucie św. Klara ze swymi towarzyszkami. Słabnący i prawie niewidomy Franciszek wyśpiewał pochwałę stworzeń, nazywając wszystko, co wyszło z Bożych rąk, a nawet śmierć bratem i siostrą. Dwa lata przed odejściem z tej ziemi ułożył wspaniały hymn – słynną „Pieśń Słoneczną”. Jej pierwszy werset – Laudato si, o mii Signore – stał się hymnem naszej pielgrzymki. Śpiewaliśmy go kilka razy dziennie, dziękując Bogu za cuda Jego łaski, za piękne widoki, piękne przeżycia i za naszą pątniczą wspólnotę pod przewodnictwem misjonarza saletyna – ks. Lesława Pańczaka proboszcza z Olsztyna i ks. Józefa Fili – proboszcza z podrzeszowskiej Trzebosi. W Asyżu odnowiłam śluby dziewicy konsekrowanej, a w Pompejach dzieliliśmy radość 22 rocznicy ślubu naszej siostry Małgosi i jej męża Jakuba.
Szczególną łaską była dla wszystkich była poranna Msza św. w Bazylice św. Piotra przy grobie naszego Papieża. Ustawiliśmy się pierwsi w kolejce przed Watykanem. Eucharystię celebrował papieski jałmużnik kardynał Konrad Krajewski w asyście kilku biskupów i 160 kapłanów, głównie z diecezji łódzkiej. Szkoda, że służba watykańska uruchomiła tylko jedną bramkę kontrolną przy wejściu na Plac św. Piotra; wielu tych z końca kolejki dochodziło w połowie Mszy św. Celebrans porównał naszą drogę do grobu Jana Pawła II o brzasku dnia do rezurekcji, gdy Maria Magdalena przybiegła do innego Grobu, jaki okazał się pusty. Jana Pawła też tu nie ma; jest w niebie, a na ziemi pozostaje jedynie to, co zwlekamy z siebie, idąc do Domu. Życzył wszystkim pielgrzymom, byśmy „zwariowali dla Chrystusa jak Apostołowie”, byśmy każdego dnia chcieli bardziej słuchać Boga niż ludzi!
Po kilku godzinach zwiedzania grodów Watykańskich i innych zabytków Wiecznego Miasta otoczyła nas cisza i nadprzyrodzona atmosfera w Bazylice Świętego Krzyża. Rozpoczęła się adoracja Najświętszego Sakramentu, jakby w sam raz dla nas Pan Jezus przygotował tę ucztę swej miłości. Tam uczciliśmy także wyjątkowe relikwie Męki Pańskiej. Ich autentyczność nigdy nie była kwestionowana: odłamki z drzewa Krzyża, dwa kolce z cierniowej korony, gwóźdź, tabliczkę z napisem INRI, kawałek gąbki, przy pomocy której pojono Pana octem, ponadto palec wskazujący św. Tomasza Apostoła i belkę z krzyża dobrego łotra. Dla naszego życia duchowego spod znaku krzyża z La Salette z obcęgami i młotem, była to szczególna kontemplacja. Szkoda, że w programach nawet katolickich biur pielgrzymkowych nie ma nawiedzenia tej czcigodnej bazyliki. Myśmy tam byli! Gorąco polecam, by nawiedzić to miejsce, podczas indywidualnego czy grupowego pobytu w Rzymie; to zaledwie kwadrans spokojnego marszu od bazyliki św. Jana na Lateranie. Potem jeszcze raz mieliśmy przed sobą Mękę Pana Jezusa, gdy w San Giovanni Rotondo oglądaliśmy ciało św. Ojca Pio, naznaczone przez 50 lat stygmatami Ran Chrystusowych, a w Manopello spojrzeliśmy w pełne miłości i światła oczy Chrystusa Zmartwychwstałego.
Jeszcze skromny kościół w hałaśliwym, tłocznym i brudnym Neapolu. Trudno go wypatrzeć wśród krętych uliczek. Wielu pątników, także z Polski, przybywa tam na grób charyzmatycznego Ojca Dolindo, by za nim powtórzyć modlitwę zawierzenia: „Jezu, Ty się tym zajmij!” Czcigodny Sługa Boży doznał wielu cierpień, także od ludzi Kościoła, którzy nie potrafili rozeznać nadprzyrodzonych darów tego kapłana i na wiele lat pozbawili go prawa sprawowania Eucharystii. Ks. Dolindo Routolo zawsze zachowywał pokorę i posłuszeństwo. Jak zwykły wierny przystępował do Komunii św. i nawet mu przez myśl nie przyszło, by się publicznie uskarżać, nawoływać do buntu, krytykować, czy nawet opuścić wspólnotę Kościoła. Dziś bardzo potrzebujemy takiego przykładu, stąd tak wiele osób modli się do Boga za jego wstawiennictwem, modli się tekstami ks. Dolindo i modli się o jego wyniesienia na ołtarze. Przykładem służby Bogu i ludziom są także święci z Padwy, których uczciliśmy w drodze powrotnej: św. Leopld Mandić, św. Antoni i św. Łukasz Ewangelista, którego sarkofag zajduje się w bazylice św. Justyny.
Przyjeżdżając w środku nocy do Dębowca, po raz ostatni zaśpiewaliśmy wspólnie: Laudato si, o mii Signore… Teraz śpiewamy tak Bogu w naszych sercach. Warto wyruszyć w drogę i praktykować jedną z życiowych mądrości: „Nie żałuj funduszy na rozwój swej duszy!”
Iwona Józefiak OCV