Miłość do Maryi wyssałam wraz z mlekiem z piersi mojej mamy. Tajemniczym zrządzeniem Bożej Opatrzności otrzymałam w rawickiej farze dar chrztu świętego 18 września 1960 roku, a więc tego samego dnia, w którym ks. biskup Stanisław Jakiel poświęcił w Dębowcu podczas Odpustu figurę Matki Bożej Płaczącej, czczoną dziś w złotej koronie. Pierwszy obrazek Maryi Saletyńskiej wraz z modlitwą „Pomnij” dostałam od koleżanki w szkole średniej. Był mały, czarno-biały, ale modlitwa przypadła mi do serca i wkrótce umiałam ją na pamięć. Kilka lat później przyjaciółka zachęciła mnie do odbycia pielgrzymki do Dębowca, zwanego „Polskim La Salette”. Pojechałam i od razu poczułam się tam swojsko, jak u Mamy w domu, bo przecież płacząca Dziewica z La Salette to nasza Mama! Przyszła w wiejskim fartuchu, mówiła gwarą o sprawach wielkich i zwykłych. Pokochałam Piękną Panią za Jej łzy, za Jej matczyne serce, za Jej prostotę i ubóstwo, za Jej krzyż z rozpiętym Zbawicielem pomiędzy młotkiem i obcęgami. Ja też mówię gwarą, też pochodzę ze wsi, też oddaję cześć Ukrzyżowanemu! Za rok wróciłam do Dębowca. Przywiozłam stamtąd kilkadziesiąt książek „Kapitan Darreberg”, kasety z pieśniami i rozważaniem „Piękna Pani”, a także filmy na taśmie video. Opowiadałam, gdzie i komu się dało o Maryi Płaczącej, o Jej przesłaniu z góry La Salette. Pracowałam jako katechetka w Poznaniu, więc miałam spore możliwości apostolskie. Pracę magisterską na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu postanowiłam napisać o Płaczącej Matce z La Salette czczonej w Dębowcu. Odtąd bywałam tam częściej i dłużej. Poznawałam coraz bardziej dzieje sanktuarium, miłość i oddanie czcicieli Pięknej Pani, moc i wartość Jej łez. Przepisywałam cytaty dotyczące kultu Matki Bożej i z łatwością zapamiętywałam je od razu na pamięć, nie wiedząc, że będzie mi kiedyś bardzo pomocne przy oprowadzaniu licznych pielgrzymek. Byłam gotowa podjąć niejedno wyrzeczenie, znieść niejedną pokutę, byle tylko Ją pocieszyć i otrzeć te łzy. Rosło we mnie pragnienie wyjazdu na La Salette. Bardzo dobra ocena na egzaminie magisterskim w listopadzie 1990 r. stanowiła prezent dla Saletyńskiej Mamy! Po kilku miesiącach byłam już w upragnionym miejscu, gdzie Ona ukazała się Maksyminowi i Melanii 19 września 1846 roku. Przeżyłam na tym błogosławionym skrawku ziemi 16 dni…
W tym okresie życia przenikało mnie coraz gorętsze pragnienie oddania swego serca na wyłączną własność Bogu w zakonie klauzurowym. Tymczasem w Dębowcu zorganizowano w roku 1993 sympozjum w ramach przygotowań do koronacji łaskami słynącej figury Matki Bożej Płaczącej. Otrzymałam zaproszenie od przewodniczącego Komisji Maryjnej – ks. Fryderyka Przybycienia MS, by wygłosić jeden z planowanych referatów. Przełożona klarysek-kapucynek do których wstąpiłam, rozeznała, że będę bardziej potrzebna na ścieżkach posługi apostolskiej, niż za murami klasztoru. Tu chodzi o coś więcej niż o jeden referat na sympozjum! Poprosiłam Maryję o pewien znak i otrzymałam go w krótkim czasie. Wiedziałam, jakie będzie moje powołanie. Już kilkanaście lat wcześniej wryły się w moją pamięć słowa Maryi, skierowane do ks. Gobbi: „Macie żyć w świecie, ale nie być ze świata. Macie żyć w świecie, aby być wyłączną własnością mego Syna Jezusa”. Teraz była to już pewność! Powiedziałam Matce Bożej: Jestem Twoja. Użyj mnie jeśli chcesz, kiedy chcesz i do czego chcesz. Amen! Wróciłam do pracy katechetycznej w tej samej parafii św. Andrzeja Boboli w Poznaniu, ale coraz bardziej miałam świadomość bycia „świecką saletynką”. Rzeczywiście, nie zakończyło się na jednym referacie. Przyszło zamówienie na cykl artykułów do rzeszowskiej edycji Źródła”, na spotkania z klerykami oraz zaproszenie do redakcji wznowionego po latach komunistycznej przerwy „Posłańca Matki Bożej Saletyńskiej”. Co kilka miesięcy pokonywałam drogę pomiędzy Poznaniem i Krakowem.
Doskonale pamiętam sierpniowy dzień z 1994 roku. Przyjechałam do Dębowca z pielgrzymami z Wielkopolski. Miesiąc wcześniej pielgrzymowałam ponownie na La Salette. Przed wyjazdem odnowiłam łazienkę. Kiedy spojrzałam na nią, czując radość z udanego remontu, usłyszałam w sercu słowa: „Iwona, ty i tak to wszystko zostawisz!”. W Dębowcu czas płynął szybko. Chciałam, by nasi pielgrzymi wszystko poznali i odczuli miłość Płaczącej Mamy. W przerwie między nabożeństwami poprosił mnie na rozmowę ówczesny prowincjał ks. Augustyn Hamielec MS. Nie wiedziałam jeszcze, że ta rozmowa znacząco odmieni moje życie. Otrzymałam propozycję przeprowadzki do Dębowca i podjęcia posługi w sanktuarium. Ksiądz mówił, żebym to zaproszenie przemyślała, przemodliła i dała mu znać. W drodze powrotnej powiedziałam przyjaciołom o rozmowie z ks. prowincjałem. Byli pewni, pójdę służyć Pięknej Pani. Pozostało tylko zapytać Pana Jezusa. Otworzyłam Pismo Święte, szukając światła na dalsze życia. Bóg dał odpowiedź nader wyraźną poprzez werset z Księgi Tobiasza: „Dziecko, przygotuj się do drogi i idź” (Tb 5,17). Rok później znów przyjechałam do Polskiego La Salette z pielgrzymami z Rawicza, przywożąc w autokarze swój dobytek. Od 3 września 1995 roku jestem mieszkanką Dębowca. Nigdy ani przez chwilę nie żałowałam decyzji sprzed prawie już 30 lat. Wiem, że Matka Najświętsza zaprosiła mnie tutaj do posługi.
7 października 1995 roku zorganizowano ponowne sympozjum z udziałem kierowników grup pielgrzymkowych i ja znów głosiłam referat. Jeden z misjonarzy saletynów podczas podsumowania zawiesił na mojej szyi swój krzyżyk saletyński i powiedział, że będę głosić Orędzie Płaczącej Matki nie gorzej od kapłana. To była pieczęć Kościoła na drodze powołania! Dwa tygodnie później ksiądz prowincjał włączył mnie do zespołu odpowiedzialnego „za tworzenie i rozwój świeckiej Rodziny Saletyńskiej. Założycielem i pierwszym dyrektorem Apostolstwa Rodziny Saletyńskiej został zamianowany ks. Franciszek Gutter MS. Obecnie przełożonym dzieła jest ks. Józef Wal MS. Spełniły się słowa Ewangelii, że kto opuści dla Pana „dom, braci, siostry, ojca matkę … stokroć tyle otrzyma”. W domu miałam tylko jedną siostrę, w klasztorze kilkanaście, a w Rodzinie Saletyńskiej mam ponad dwa tysiące sióstr i braci! Matka Najświętsza po matczynemu zatroszczyła się realizację najgłębszych pragnień duszy swego dziecka. Kilkanaście razy pielgrzymowałam do Ziemi Świętej i na La Salette. Posługując pielgrzymom, poznałam stan dziewic konsekrowanych. Żyją w świecie, ale składają ślub czystości na ręce księdza biskupa. Mogą nosić biały welon, ale nie muszą poza obrączką na palcu mieć żadnych zewnętrznych oznak swego stanu. Łaska konsekracji została mi dana 19 czerwca 2004 roku w Rzeszowie, przez ręce ówczesnego Ordynariusza ks. biskupa Kazimierza Górnego. Na miejsce celebracji wybrałam kościół Misjonarzy Saletynów z figurą Saletyńskiej Matki. Przez wiele lat była czczona w Dębowcu; zakupiona w czasie II wojny światowej i broniącą świątynię przed niemiecką profanacją. Później podarowano ją do nowopowstałej parafii na wielotysięcznym osiedlu. I ta figura była świadkiem moich zaślubin z Panem Jezusem.
Służę Bogu otrzymanymi od Niego darami najlepiej jak potrafię. Powstały liczne publikacje książkowe, przez kilka lat działał amatorski teatr religijny. Wielu czytelników „Posłańca” i pielgrzymów pamięta graną w różnych modyfikacjach sztukę „Syn Marnotrawny”, czy późniejsze spektakle. Różni kapłani zapraszają do swych parafii na „Niedzielę Saletyńską”. Głosiłam Orędzie Płaczącej Matki w szkołach, szpitalach, nawet w więzieniach. Do osiągnięcia wieku emerytalnego posługiwałam jako katechetka w dębowieckiej parafii. Potem mogłam się jeszcze bardziej poświęcić się dziełom saletyńskim. Pandemia mocno ograniczyła zewnętrzną aktywność i ruch pielgrzymkowy. Ale Pan dał nam inne okazje do naszego wzrostu w wierze poprzez zaistnienie Kaplicy Wieczystej Adoracji. Kontemplacja łez Matki przemieniła się w adorację Jej Boskiego Syna. Jak tylko było to możliwe, choć jeszcze z maseczką na twarzy, pojechaliśmy na La Salette…




18 grudnia 2022 roku otrzymałam honorowe odznaczenie Bene Merenti, przyznane przez Ordynariusza Rzeszowskiego ks. biskupa Jana Wątrobę „za wieloletnią i ofiarną służbę dla Kościoła”. Z potrzeby serca zadedykowałam ten medal Matce Bożej Saletyńskiej i wszystkim Jej czcicielom.
– Iwona Józefiak OCV