Pierwszym przykazaniem, jakie otrzymał naród wybrany, to obowiązek słuchania Boga. Polecenie: Szema Izrael!, czyli Słuchaj Izraelu! – wyznaczało codzienny rytm modlitwy i budowało relację do Boga opartą na miłości, wierności, zaufaniu. W 28 rozdziale Księgi Powtórzonego Prawa czytamy obietnicę Boga dla swego ludu: „Jeśli pilnie będziesz słuchał głosu Pana, Boga swego… wywyższy cię Pan, Bóg twój ponad wszystkie narody ziemi. Spłyną na ciebie i spoczną wszystkie błogosławieństwa”. Pan Jezus także cenił postawę słuchania Słowa Bożego i uznał publicznie, że właśnie z tego powodu jest godna najwyższej pochwały Jego niepokalana Matka.
Słusznie ktoś zauważył, że Stwórca dał nam dwoje uszu, a tylko jeden język, zatem powinnyśmy w codziennym życiu więcej słuchać niż mówić. Dobry nauczyciel nie tylko mówi, ale także uważnie słucha swoich uczniów. Rodzice nie stworzą właściwych warunków do rozwoju swych dzieci, jeśli nie poświęcą wiele czasu na wysłuchanie ich pytań i zwierzeń.
Dziękuję Bogu za możliwość posługi pielgrzymom w Dębowcu i za łaskę głoszenia orędzia Matki Bożej z La Salette zarówno tutaj, jak też podczas wyjazdów do innych parafii, a nawet zakładów karnych. Łaską jest jednak także słuchanie czcicieli Pięknej Pani, zwłaszcza w bezpośrednim kontakcie, choć telefoniczne rozmowy też są ważne. Okazją do słuchania innych są doroczne rekolekcje Apostolstwa Rodziny Saletyńskiej, oraz rozmowy z pielgrzymami. Nieraz jest to w drodze na Kalwarię, nieraz po projekcji filmu, gdy wszyscy wychodzą, ale ktoś zostaje, bo chce się zwierzyć. Czasem w ostatniej chwili, gdy towarzyszę grupie do autokaru… Dziś chcę podziękować Bogu i Matce Najświętszej za te wszystkie wysłuchane świadectwa, które mnie duchowo ubogaciły, umocniły wiarę i więź z Maryją. Z niektórymi się podzielę, bo taka też była intencja osób, z którymi rozmawiałam.
Kilka miesięcy temu przyjechała grupa kuracjuszy z Iwonicza Zdroju. Były wśród nich żona i siostra pana Mariana Kowalczyka, który w 1996 r. wykonał złotą koronę dla Dębowieckiej Królowej, według projektu artysty Lecha Dziewulskiego. Pokazały dokumentalne fotografie. Pana Dziewulskiego pamiętamy z pamiętnego czasu przygotowań do koronacji, ale o panu Marianie nawet nie słyszałam. Po spotkaniu z małżonką umieściliśmy te zdjęcia wraz z adnotacją w księdze pamiątkowej. Innym razem byłam zbudowana dojrzałością pielgrzyma, którzy także przybył z Iwonicza Zdroju. Gdy wszyscy robili w kościele zdjęcia, on wyznał: „Kolega chce mi zrobić pamiątkową fotografię przy Matce Bożej, a ja się boję, że usłyszę kiedyś od Maryi pytanie: zrobiłeś sobie ze mną zdjęcie w Dębowcu, ale co zrobiłeś, aby obetrzeć moje łzy?”
W czasie odpustu wysłuchałam świadectwa Leszka, który przyjechał w dziękczynnej pielgrzymce z Niepli. Zwierzył się, że kilka lat temu zachorował i cierpiał z powodu guza w nodze. Przyjechał do Dębowca, gdy akurat jakaś grupa kończyła Mszę świętą i ksiądz zaprosił pątników, by obeszli na kolanach łaskami słynącą figurę Maryi Płaczącej. On pomyślał, że tego nie zrobi, przecież nie może klękać. Nagle, wiedziony jakimś wewnętrznym natchnieniem, trzykrotnie powiedział do Pięknej Pani: „Wiem, że tu jesteś”. Nie pamięta momentu, kiedy klęknął i zaczął obchodzić ołtarz w kaplicy Matki Bożej, ale była to chwila, w której doznał łaski uzdrowienia.
Grupa z Rzeszowa nie chciała oprowadzania po sanktuarium. Bywają tu co roku i znają Polskie La Salette. Przybyli na krótko, jadąc w Bieszczady. Kościelny z parafii, gdzie powstaje sanktuarium św. Jana Pawła II zdążył jednak opowiedzieć wstrząsające świadectwo, które ochoczo potwierdzili inni, przysłuchujący się naszej rozmowie: ojciec nieszczęśliwie przyjechał samochodem podczas cofania swoje 2-letnie dziecko. W krytycznym stanie trafiło do szpitala ze zmasakrowaną główką. Oboje rodzice padli krzyżem na szpitalnej podłodze i błagali Boga za przyczyną Jana Pawła II o cud. Lekarz ich wyprosił, żeby nie przeszkadzali, a dziecko… było już przygotowywane do pobrania narządów, ale ojciec nie wyraził zgody. Poszli do kaplicy na swoim osiedlu, gdzie ma powstać świątynia i modlili się wiele godzin. Kościelny widział posadzkę mokrą od ich łez. Po tygodniu dziecko odzyskało przytomność, a po dwóch biegało zdrowe i wesołe. Wtedy rodzice przynieśli je kaplicy i po niedzielnej Mszy św. wszystkim opowiedzieli, co się stało. Dokładnie, ze szczegółami, co zajęło im godzinę. Pielgrzymi podkreślali, że nikt z kościoła nie wyszedł, słychać było tylko szloch wdzięczności i radości za cud. Ja też jestem wdzięczna, że zechcieli się swoją radością podzielić.
Na koniec jeszcze jedno świadectwo sprzed lat. Skończyłam oprowadzać grupę i pielgrzymi zaprosili mnie na kawę. Usiadłam przy stoliku, gdzie prosta kobieta opowiadała o poważnej rozmowie z synem na kilka dni przed jego ślubem. Na pytanie matki: – „Wiesz, co to jest miłość?” – poczerwieniał i zaczął coś niepewnie tłumaczyć. Ona stwierdziła krótko i rzeczowo: – „Synu, miłość to jest światło. Zapamiętaj!” – i zaraz postawiła drugie pytanie: – A wiesz, co to jest małżeństwo? – Przyszły pan młody jakoś nie był rozmowny, więc mama sama dała mu odpowiedź: – Małżeństwo, to rachunek za światło!” Tyle i aż tyle. Po jakimś czasie powtórzyłam tę rozmowę znajomego ks. proboszczowi z Bojanowa. Zanotował dokładnie pytania i odpowiedzi, mówiąc, że przyda mu się to na kurs przedmałżeński.
Mam nadzieję, że jak dostępuję codziennej łaski słuchania Słowa Bożego na Mszy świętej, tak też będę mogła jeszcze wiele razy ubogacić się świadectwem niejednego pątnika. Wszak drugi człowiek to dla nas dar Boży.
Iwona Józefiak OCV