W sobotę 22 sierpnia 2021 r. wspominaliśmy ważne wydarzenie sprzed 10 lat, gdy Ojciec Święty Benedykt XVI podpisał dokument, wynoszący kościół sanktuaryjny w Dębowcu do godności Bazylii Mniejszej. Ten mały jubileusz jest wpisany w inny, znaczniejszy, oto bowiem obchodzimy 175. rocznicę objawienia Maryi w La Salette. Powodem do świętowania jest także fakt, że od 25 lat na skroniach łaskami słynącej figury Płaczącej Pani w Dębowcu lśni złota korona na znak godności oraz wszystkich przywilejów Królowej nieba i ziemi. Ale dla nas Saletyńska Królowa jest przede wszystkim Mamą. Najczulszą, najpiękniejszą, najlepszą, najmiłosierniejszą. Taką Ją odkrywały kolejne pokolenia Misjonarzy Saletynów i wszyscy czciciele! Taką Ją poznali i ukochali pielgrzymi, którzy wspomnianego wieczoru 22 sierpnia, zaraz po zakończeniu Apelu Maryjnego i procesji, wyruszyli w drogę do La Salette. Było nas wszystkich 25 osób, po jednej za każdy rok królowania Maryi w Dębowcu. Pojechaliśmy zawierzyć Najświętszej Mamie księdza prowincjała i wszystkie placówki Misjonarzy Saletynów, a zwłaszcza księdza kustosza Pawła, posługę Centrum Pojednania i całą dębowiecką wspólnotę księży, braci zakonnych, nowicjuszy oraz Siostry Saletynki. Polecaliśmy w modlitwie naszych Pasterzy, wspólnoty parafialne i reprezentowane przez pielgrzymów Apostolstwo Rodziny Saletyńskiej a także wspólnoty Saletyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji. Każdy wiózł w swoim sercu wiele intencji osób, które prosiły o modlitwę. Wspierała nas opieka świętych, których wspominaliśmy w kalendarzu liturgicznym, zaczynając od bł. Władysława Findysza, św. Bartłomieja Apostoła, a na św. Monice i św. Augustynie kończąc.
Pod koniec drugiego dnia drogi dotarliśmy na La Salette. Było ciemno, padało i dopiero nazajutrz odsłonił się naszym oczom niebiański widok sanktuarium pośród zielonych łąk, pełnych polnych kwiatów i widniejących w oddali alpejskich szczytów. Wprost nie mogliśmy uwierzyć, że jest nam dana ta łaska, mimo pandemii i różnych trudności, jak choćby wymóg okazywania certyfikatu szczepienia za każdym razem, gdy szliśmy do restauracji, czy do muzeum. Staliśmy się mieszkańcami domu pielgrzyma na całe trzy dni. Ksiądz rektor Antoni Skałba MS powiedział nam przy powitaniu, że jesteśmy dopiero drugą polską grupą, która zawitała na La Salette od początku roku. Specjalnie dla nas tłumaczono na język polski tekst wspólnego, wieczornego nabożeństwa, w którym braliśmy udział trzykrotnie. Szybko nauczyliśmy się poruszać rozległymi korytarzami i korzystać z odpowiedniej windy. Wchłanialiśmy wszystkimi zmysłami cudowny urok tej świętej ziemi. Najświętsza Mama otulała każdego z nas płaszczem swej opieki, który miał różne barwy: od porannej mgły, poprzez błękit nieba i żar popołudniowego słońca aż do chłodu i mroku wieczornego nabożeństwa, wśród migocących lampionów i pochodni, niesionych na przedzie procesji. Nasi bracia pielgrzymi, nie wyłączając kapłanów i kierowców, dzielnie nieśli udekorowaną kwiatami figurę Pięknej Pani. Cieszyła nas obecność polskich wolontariuszy, spotykanych na korytarzach i przy posiłkach.
Sporą część każdego dnia przeznaczyliśmy na modlitwę. Śpiew „Jeśli to łzy są” przeplatał się z „Czarną Madonną”, bo przyszło nam u Matki Bożej Płaczącej świętować naszą narodową uroczystość Maryi Jasnogórskiej. Wspólnie spotykaliśmy się na Mszy świętej, na rozważaniu Orędzia, odmawialiśmy Różaniec, przemierzyliśmy Drogę Maryjną opracowaną przez misjonarzy saletynów, którą miejscowy ordynariusz uhonorował przywilejem odpustu zupełnego. Innego dnia odprawiliśmy Drogę Krzyżową wokół góry Planeau. Był też czas na indywidualną rozmowę z Bogiem i Maryją. Każdy znalazł sobie takie miejsce, gdzie mógł być najbliżej Nieba! Dla chętnych nasz duchowy opiekun ks. Stanisław Michalski MS organizował dwukrotny wymarsz w wyższe partie gór. Inni przemierzali w tym czasie kręte dróżki wokół miejsca objawienia. Głos Matki brzmiał łagodnie pośród cykania świerszczy i baranich dzwonków, bo nieopodal sanktuarium nocowało stado baranków. W piątkowe popołudnie zjechaliśmy ze świętej góry, by nawiedzić kilka przysiółków i miasteczko Corps z domami Maksymina, Melanii oraz cmentarzem, na którym spoczywa Maksymin. Nie w całości, bo jego serce jest umieszczone w prezbiterium bazyliki na górze. Nasze serca też tam chętnie podążały. W bazylice mieliśmy naszą Mszę św. w sobotni poranek na zakończenie pobytu w domu Mamy. Do Dębowca przyjechaliśmy w nocy, gdy już rozpoczął się trzydziesty dzień sierpnia. Padający deszcz oraz iście jesienny chłód nie odebrał nam płomienia radości, jakim jaśniały nasze dusze. Pozostała w nas ta radość i wdzięczność za dar spotkania z Najświętszą Mamą w najpiękniejszym miejscu, które Ona sama wybrała i odtąd ta ukwiecona wyspa zieleni wśród skał stała się Ziemią Świętą. Pojedźcie tam, jeśli tylko będziecie mieli okazję! Ból rozstania z La Salette łagodził fakt, że wróciliśmy do tej samej Mamy w Dębowcu!
Iwona Józefiak OCV