„My już byliśmy w La Salette”… „Tak, znam to miejsce, teraz chcę pojechać gdzie indziej” – słyszałam od kilku osób, którym proponowałam udział w pielgrzymce na La Salette, jaką organizował w maju ks. Kustosz. Ja też byłam, ale nie miałam wątpliwości, czy wybrać się kolejny raz. Po drodze nawiedzaliśmy wiele ważnych miejsc świętych; wdzięczna jestem Bogu za każde z nich, a zwłaszcza za modlitwę przy relikwiach św. Łukasza Ewangelisty i Leopolda Mandicia w Padwie, w turyńskiej Katedrze i przy grobie Brata Rogera w Taizé, za adorację w Paray le Monial i Mszę św. w Le Laus. Najcenniejszą perłą w tym naszyjniku łask był jednak prawie 3-dniowy pobyt w La Salette. Tam wszystko może pielgrzyma zachwycić, oczarować, porwać na nowo w krąg miłości i światła, nawet jeśli przebywał już wiele razy na świętej Górze. Do łez Mamy nie można się przyzwyczaić. One za każdym razem poruszają serce. Nigdy nie widziałam La Salette zimą; ujrzałam je teraz otulone śnieżną bielą, choć wjechaliśmy tam 23 maja. Następnego dnia śnieg topniał, wyjrzały cudne kwiaty wśród alpejskich łąk. Kolejny dzień odsłonił całe piękno tej błogosławionej ziemi. Krysia, z którą mieszkałam w pokoju, a na co dzień mieszkamy w jednym domu, schodząc z cmentarza i z góry Planeau, wyznała: „Tu jest tak pięknie, że już teraz się nie dziwię, dlaczego Matka Boża objawiła się w La Salette!” Opuszczaliśmy świętą Górę w Dzień Matki. Gdy patrzyłam w chwili rozstania na figury Pięknej Pani, prosiłam Ją ze łzami w oczach, żeby mi pozwoliła tam jeszcze wrócić, jeśli zechce i kiedy zechce… Pragnęłam duchowo zabrać z miejsca objawienia moje ulubione stokrotki, białe i różowe, tulące się do matczynych stóp. Przecież i ja uczyłam się przez te dni oddać Maryi całe moje życie, położyć moją osobistą historię, jak bukiecik polnych kwiatów u Jej stóp. I jeszcze jedno – zatrzymać w sobie spojrzenie oczu Chrystusa z saletyńskiej Bazyliki. Te oczy są jedyne w swoim rodzaju, niesamowite! Dla mnie nie były one częścią malowidła Arcabasa; były spojrzeniem żywego Chrystusa, który każdego z nas obejmował, tulił do swego Serca i kochał.
Wdzięczna pątniczka Iwona